|
Autor |
Wiadomość |
CzaRna
Administrator
Dołączył: 22 Gru 2007
Posty: 508 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 15:30, 01 Lut 2008 |
|
Na początek maleńkie wyjaśnienie.
Otóż rzecz dzieje się na długo przed Fox River. Jednak zmieniłam pewne fakty dotyczące Mahona, o których szybko się dowiecie- chyba nawet w tym rodziale.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Wszelkie pretensje składać do moich rąk
ROZDZIAŁ 1
Samotne, czarne BMW zaparkowane na White Street pod numerem 14-stym, nie wzbudzało niczyich podejrzeń. Nikomu nie przyszło do głowy, że ten elegancki samochód połyskujący w świetle księżyca niczym czarny brylant, w rzeczywistości jest tylko bazą obserwacyjną dla rządnych zemsty kryminalistów. Bo niby, czemu ktoś miałby tak pomyśleć? Auto stało od dobrych paru godzin, a to uśpiłoby czujność nawet najbardziej wścibskich sąsiadów. Przecież nikt nie wystawałby za firanką przez taki długi czas tylko po to, by zobaczyć właściciela tego cacka. Zresztą skąd pewność, że wewnątrz ktoś jest? Przyciemnione szyby nie zdradzały niczyjej obecności, a jednak ktoś tam był...
- Szefie, kiedy zaczynamy? Siedzimy tu już dobre trzy godziny...- Mężczyzna usadowiony na tylnym siedzeniu wyraźnie się niecierpliwił.
- Dajmy im jeszcze parę minut.- W przeciwieństwie do tylnego pasażera, ten siedzący z przodu nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania. Wygodnie oparty w fotelu zaciągał się swoim ulubionym cygarem, wypuszczając kłęby dymu przez uchyloną szybę. Uwielbiał te momenty ciszy przed burzą, to rosnące napięcie, skok adrenaliny w oczekiwaniu na odpowiedni moment.
- Panie Abruzzi...Już.- Kierowca poruszył się niespokojnie, zaciskając nieznacznie dłonie na kierownicy. Przez cały ten czas w milczeniu wpatrywał się w okna okazałego, jednorodzinnego domku po drugiej stronie ulicy. Odezwał się dopiero wtedy, gdy we wszystkich zgaszono światło.
- Znakomicie.- Odparł zachrypłym głosem mężczyzna, do którego zwrócił się kierowca auta. Włożył na dłonie czarne skórzane rękawiczki, po czym sięgnął pod marynarkę wyjmując swoje stare dobre Magnum. Kąciki jego ust drgnęły lekko, lecz mężczyzna stłumił w sobie uśmiech. Nie mniej jednak chwila, która właśnie nadeszła, wzbudzała w nim dziką radość. Oto trzymał w dłoniach swoją ukochaną broń, sprawdzając zawartość magazynka, by za moment na nowo poczuć się Panem Życia i Śmierci...Zwłaszcza Śmierci.
- Czas odwiedzić naszych znajomych.- Rzucił spokojnie, dołączając tłumik do Magnum. Zaraz po tym wysiadł wraz z owym niecierpliwym partnerem. Rozejrzał się dyskretnie, poprawił marynarkę i ruszył dziarskim krokiem na drugą stronę White Street...
♠..:+:..♠
Jesień w tym roku wydawała się być nader łaskawa. Do tej pory nad miastem nie pojawiła się ani jedna podejrzana chmura i co za tym idzie, nie spadła ani jedna kropla deszczu. Zapowiadał się kolejny słoneczny i w miarę ciepły poniedziałek. Szkoda tylko, że tak dobra pogoda nie mogła wpłynąć na rozpowszechnianie samych równie dobrych wiadomości.
- Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem Abruzzi dotarł do Domic’a Clayton’a?!- Wysoki mężczyzna w granatowym garniturze, ciemnych krótko ostrzyżonych włosach i lekko skośnych oczach, bez zbędnego pukania wparował do gabinetu swego pracownika. Był wyraźnie wściekły, a jego rozdygotany od furii głos dało się słyszeć jeszcze grubo przez nagłym wtargnięciem do owego pomieszczenia. Zatrzymał się dopiero przed biurkiem, za którym siedział wpatrzony w jakieś papiery, jego podwładny od brudnej roboty. Nawet nie drgnął, gdy agent Kim z impetem otworzył drzwi, niemal wyrywając je z futryny i nie zareagował również, kiedy to tuż przed oczy rzucono mu jakąś gazetę.
- Zadałem ci proste pytanie, Mahone!- Wrzasnął, gdy mężczyzna nadal traktował go jak powietrze, notując coś w swoich dokumentach.- Od samego rana trąbią o tym wszędzie! Gazety ścigają się w informowaniu o nowych, zaskakujących faktach, a my nie możemy nic z tym zrobić! Nie dość, że ten skurczybyk wymordował rodzinę Clayton’ów, których objęliśmy Programem Ochrony Świadków, to na dodatek zrobił wszystko, aby było o tym głośno...Cholera Alex, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- Bill Kim oparł dłonie na biurku, nachylając się w kierunku mężczyzny na tyle, by ten usłyszał wyraźnie każde słowo.- Dobrze...Widzę, że w ten sposób się nie dogadamy.- Powiedział nieco ciszej i spokojniej. Dopiero teraz Mahone podniósł głowę, by spojrzeć na Billa. Ten kontynuował.- Wiem, o co ci chodzi, ale nie upoważnia cię to do pieprzenia roboty. Twoi ludzie mieli dzień i noc pilnować Clayton’ów, a jeśli byłaby taka potrzeba nawet łazić za nimi do kibla! Więc gdzie byli ci zasrańcy wczoraj wieczorem?!
Przez moment obaj patrzyli sobie wojowniczo w oczy. Wreszcie Alex odchylając się na oparcie krzesła, udzielił odpowiedzi na zadane pytanie.
- Clayton ma to, czego chciał. Nie miałem zamiaru włazić mu do tyłka, skoro nie chciał naszej pomocy.
- O czym ty do diabła mówisz?- Kim zmarszczył brwi.
- Chyba jasno się wyraziłem. Dominic zrezygnował z naszych usług.
- Kiedy?- Bill wyprostował się, odsuwając od biurka. Wyglądał tak, jakby zbierało mu się na wymioty.
- Dwa dni temu. Osobiście do mnie zadzwonił. Twierdził, że źle się czuje, gdy na każdym kroku widzi kogoś od nas. Skończony kretyn...
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałem?
- Może uznałem, że nie było takiej potrzeby, skoro to moi ludzie i ja za nich odpowiadałem?- Alex przybliżył się do mebla, kładąc ręce na jego dębowym blacie.- Coś jeszcze, Bill?- Spytał z wyczuwalną ironią.
- Owszem.- Zakomunikował wojowniczo. Sprawiał wrażenie, jakby miał dosłownie eksplodować ze złości. Wiedział jednak, że teraz nic nie może zrobić. Mahone był mu potrzebny, więc postanowił w inny sposób przywołać go do porządku.
- Dobrze wiesz, że nie lubię osobiście fatygować się do swoich ludzi. Robię to w ostateczności i na ogół wtedy, gdy spieprzą robotę.- Kim mówił dość wolno, ważąc każde słowo.- Nie oszukujmy się Alex, ty właśnie dałeś ciała, a to mnie bardzo rozdrażniło.- Uniósł dumnie podbródek, okazując tym samym swoją wyższość. Często to robił w obecności innych. Mówiąc przez cały czas wpatrywał się w Alex’a, co było szalenie irytujące.
- To twoja opinia, ja tak nie uważam.- Agent Mahone ponownie odchylił się w tył, splatając ręce na piersi. Nienawidził rozmów z Kim’em. Właściwie nienawidził wszystkiego, co było z nim związane. Szczerze żałował dnia, w którym zgodził się przystąpić do Firmy. Oni zniszczyli całe jego życie, a teraz manipulowali niczym marionetką. Wiedzieli, za który sznurek pociągnąć, by trafić w czuły punkt. Doskonale znali się na łamaniu ludzi.
- Tak czy inaczej teraz masz szansę naprawić swój błąd. We środę na Starym Cmentarzu przy Garden Alley odbędzie się pogrzeb Clayton’ów. Chcę cię tam widzieć, Mahone.
Alex nie bardzo pojmował intencje Kim’a. Ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, gdy czarnowłosy dokończył zdanie.
- Chyba oszalałeś.- Rzucił ostro.
- Nie chodzi mi o uczestniczenie w tej całej szopce. Po prostu bądź na miejscu...- Odparł Bill, kierując się do wyjścia. Wciąż widząc niechęć na twarzy Alex’a, dodał stanowczo.- To nie prośba, to polecenie służbowe... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Chinchila
Dołączył: 31 Sty 2008
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bakalandia
|
Wysłany:
Pią 15:41, 01 Lut 2008 |
|
Nie tylko fakty dotyczące Mahone'a, ale również skośnookiego żółtka, który zawsze mnie irytował... skopałabym mu tyłek, gdybym mogła.
Fick jest zajefajniebi**y Serio... nie mogę się doczekać 2 części. Ojj taaak. Mam nadzieję, że nieszybko uśmiercisz Abruzziego? Czekam, czekam, czekam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bruno
Dołączył: 29 Gru 2007
Posty: 158 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka...tam gdzie Kontrakt go nie dotyczy...
|
Wysłany:
Nie 13:44, 03 Lut 2008 |
|
Kocham każdy fic. Ale ten jest wręcz genialny! Świetny i w ogóle. Czekam na resztę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Honda
Dołączył: 25 Gru 2007
Posty: 516 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opalenica, Fox River, Sona :]
|
Wysłany:
Nie 21:44, 03 Lut 2008 |
|
extraaa Czekam na dalszą część |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
CzaRna
Administrator
Dołączył: 22 Gru 2007
Posty: 508 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Nie 23:50, 03 Lut 2008 |
|
Zniknęłam z powodu wykładów, a raczej zaliczeniowych testów. Właściwie zawsze na wykładach jakiś test jest, więc dla mnie to normalka. Chciałam jedynie dać znać, że żyję oraz poczęstować Was kolejną częścią.
Dziękuję za wszystkie komentarze
Pamiętajcie, że Wielka Siostra patrzy, nawet, gdy jej nie ma....To tak wspominam, gdyby komuś przyszło do głowy naginać regulamin pod moją nieobecność. Och żart, raczej serio mogą go brać „Goście”. Wam ufam Kochani.
ROZDZIAŁ 2.
Porwisty, chłodny wiatr rozwiewał opadłe kolorowe liście i targał koronami drzew. Nad miastem zbierały się ciężkie deszczowe chmury. Wszystko wskazywało na to, że to był koniec słonecznej pogody, jaka dotychczas panowała. Wreszcie jesień dała o sobie znać.
Skryty w swoim Fordzie Mondeo mężczyzna o subtelnie oliwkowej cerze i płowych włosach, co jakiś czas nerwowo zerkał na zegarek. Robił to mniej więcej, co trzy minuty, przeklinając w myślach Kim’a i przy okazji resztę świata.
Jakieś kilkadziesiąt metrów za samochodem właśnie rozpoczynała się pogrzebowa ceremonia, którą obserwował w bocznym lusterku. Jeśli spodziewał się ludzi biznesu i licznej rodziny, to właśnie przeżył niemałe rozczarowanie. Żałobników można było zliczyć niemal na palcach jednej ręki. Dziwne, zwłaszcza, że Clayton’owie byli dość znaną i szanowaną rodziną z tak zwanych wyższych sfer. Dominic starał się o prezydencki stołek, zbierając pokaźne liczby wielbicieli. Natomiast żona dzielnie go w tym wspierała, nigdy nie marnując okazji by zaprezentować się u boku męża.
Także garstka obecnych wzbudziła w nim zdziwienie i nasunęła kilka intrygujących pytań, nad którymi nie miał już czasu się rozwodzić, bowiem oto pojawił się wyczekiwany osobnik. Agent Kim stuknął w boczną szybę od trony pasażera, by skupić na sobie uwagę Alex’a, po czym wsiadł do środka.
- Zdziwiony, prawda?- Spytał, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne. Najwyraźniej pochmurny i ponury dzień nie zdołał zmienić nawyku skośnookiego mężczyzny.
- Co?- Mahone spojrzał na niego, pytająco unosząc brwi.
- Mówię o nich.- Kim wskazał kciukiem gdzieś za siebie.- Pewnie jesteś zdziwiony ilością osób?- Wzrok Alex’a mówił sam za siebie, więc Bill ciągnął dalej.- To tajny pogrzeb, na którym jest tylko najbliższa rodzina. Do wiadomości publicznej podano inną datę, według której ceremonia odbyłaby się za dwa dni, na innym cmentarzu rzecz jasna.
Mahone domyślił się przyczyny, lecz pozwolił mężczyźnie kontynuować wyjaśnienia.
- Pewnie wiesz, że chodziło o Johna Abruzzi. Bardzo możliwe, że teraz wie o popełnionym błędzie i zjawiłby się, aby go naprawić.
- Nie bardzo rozumiem.- Alex zerknął niespokojnie w boczne lusterko, jakby w obawie, że zobaczy tam wspomnianego szefa mafii.
- Ludzie Abruzzi’ego zabili Domica i jego żonę, Jessike. Natomiast zapomnieli o córce, której akurat tej nocy nie było w domu. Jest tam, obok kobiety z parasolem.- Kim skinął głową w stronę samochodowego lusterka, zachęcając agenta do powtórnego przyjrzenia się grupce ludzi. Sam zaś mówił dalej.- Nie bardzo chciała zeznać nam, gdzie spędziła tę noc. Teraz wiemy, że była u Toma Skinera, swojego chłopaka. Dzięki temu uniknęła śmierci a co za tym idzie jest pierwsza na liście Abruzzi’ego. Do tej pory Dominic był największym rywalem Corteza o stołek. Teraz tego problemu nie ma, ale za to jest inny....Dziewczyna może zeznawać przeciwko Cortez’owi. Dokładnie nie jesteśmy pewni, ale przypuszczamy, że właśnie z jego polecenia sprzątnięto Clayton’ów. Nie jest tajemnicą, że Abruzzi jest bardzo troskliwym bratem i zapewne zrobi wszystko, aby Cortez doszedł na szczyt...
- Czemu mi to mówisz? – Mahone spytał podejrzliwie, obserwując wskazaną dziewczynę. Z tej odległości niewiele mógł zobaczyć.
- Ponieważ jest do odstrzału, potrzebuje ochrony. Chcę abyś się tym zajął.
- Postawię ludzi przed jej domem. Będą obserwować posiadłość.- Alex spojrzał przelotnie na Bill’a, zaraz powracając do oglądania pogrzebu. W żadnym wypadku widok zakopywanych trumien nie był oczywiście tak absorbujący, lecz był to jedyny sposób na uniknięcie wpatrywania się w napuszoną, koreańską mordę.
- Chyba się nie zrozumieliśmy.- Bill wykrzywił usta w nad wyraz pobłażliwym i jednocześnie nieco złośliwym uśmiechu.- Nie chcę twoich ludzi, za duży wkład jak na jedną osobę. Poza tym oni już pokazali, że są skończonymi baranami. Chcę ciebie...Masz się tym zająć osobiście.
Mahone zmarszczył brwi, powoli odwracając głowę w stronę siedzącego obok mężczyzny.
- Chcesz żebym...- Z trudem trawił to, co przed momentem usłyszał.- Nie, to absurdalne. Nie jestem prywatnym ochroniarzem. Odmawiam. Znajdź kogoś innego do tej roboty.
O ile było to możliwe, uśmiech Kim’a stał się teraz obleśnie złośliwy.
- Rozumiem twoje obawy, w końcu nie potrafiłeś upilnować nawet własnej rodziny...I właśnie chociażby w tego powodu teraz się ładnie postarasz, czyż nie mam racji?- Bill twardo wytrzymał morderczy wzrok swego podwładnego.- Wiem, że się dogadaliśmy Mahone, bo przecież nie jesteś durniem. Zdaje się, że już skończyli...Idę po nią, zaczekaj tu na mnie.- Dokończył tonem jasno dającym do zrozumienia, że nie ma ochoty na żarty i jeśli Alex teraz odjedzie, już po nim.
Gdy mężczyzna został sam, wyładował swoje nerwy na bogu ducha winnej kierownicy, uderzając w nią kilkakrotnie otwartą dłonią. Krew się w nim gotowała, a fakt, że był zupełnie bezradny jeszcze potęgował negatywne emocje. Nerwowym ruchem przeczesał palcami swoją jasną czuprynę. Mógłby wcisnąć gaz i tak po prostu odjechać, ale w jednym musiał przyznać Bill’owi rację- nie był durniem. Miał czteroletniego synka, który był obecnie całym jego światem. Miesiąc temu miał również żonę, z którą co prawda od paru lat żył w separacji, ale jej śmierć i tak była dla niego ciosem. Obarczał za to winą siebie, bowiem zginęła z ręki kogoś, kto prawdopodobnie wysłany został od Kim’a.
Obecnie mały Cameron Mahone przebywał pod opieką zakładu dla osieroconych dzieci, gdyż Alex nie mógł zapewnić mu odpowiednich warunków, ale mimo wszystko ten dzieciak był dla niego wszystkim.
Bill znał Alex’a na wylot. Zdążył również poznać jego czułe punkty. Jednym z nich była właśnie rodzina. By udowodnić mu, że z Firmą nie ma żartów, wydał rozkaz zamordowania jego żony. Od tamtej pory mieli agenta w garści, manipulując nim za pomocą dzieciaka.
Kim wrócił po upływie zaledwie paru minut. Dziewczynie kazał wsiąść na tył, sam zaś zajął poprzednie miejsce.
- To właśnie agent specjalny FBI, Alex Mahone, o którym ci mówiłem.- Zaczął rzeczowym, lecz dość łagodnym tonem.
Mahone podczas prezentacji milczał, wpatrując się w boczną szybę auta. Wszelkie grzecznościowe gesty, jak kiwnięcie głową czy ręką, miał gdzieś. Wciąż pulsowała w nim złość, że w tym momencie Bill zdegradował go do posady zwykłego ochroniarza.
Młoda Clayton’ówna również nie wysilała się specjalnie by zrobić dobre wrażenie. Na słowa agenta Kim’a rzuciła Alex’owi krótkie, przelotne spojrzenie.
Z daleka można było wyczuć, że była podenerwowana i chyba wystraszona. Nic dziwnego, miała ku temu pełne prawo. Nagle wszystko zmieniło się diametralnie, całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Mimo, że nie miała już siedemnastu lat, to z pewnością był szok. Nie każdy z dnia na dzień traci grunt pod nogami i poczucie bezpieczeństwa.
- Od dziś masz słuchać poleceń Alex’a i pod żadnym pozorem nie możesz ich lekceważyć. Bez jego zgody nie masz prawa wyjść z domu, choćby na drugą stronę ulicy. Rozumiemy się?- Dziewczyna kiwnęła głową. Jej niebieskie oczy patrzyły nieufnie na Bill’a, ale nie ośmieliła się sprzeciwić jego słowom.
- Doskonale.- Mężczyzna posłał jej jeden z tych przesłodzonych uśmiechów, po czym zwrócił się do Alex’a.- Na przesłuchaniu wyjaśniliśmy jej cel naszego działania, czyli dlaczego przydzielono jej ochronę jak również wyjawiliśmy, kto naszym zdaniem odpowiada za śmierć Dominic’a i Jess. Jednym słowem wie wszystko, a nawet jeszcze więcej. Dlatego jest dla nas tak cenna.- Kim założył okulary.- Natomiast tobie nic nie muszę tłumaczyć. Doskonale znasz zakres swoich obowiązków. Chciałbym jedynie abyś mnie o wszystkim informował. Wiesz, jak nie lubię dowiadywać się od innych, że coś idzie nie po mojej myśli. Wtedy muszę brać sprawy w swoje ręce i cierpią na tym zupełnie niewinne osoby...
Mahone spojrzał Bill’owi prosto w oczy, o ile było to możliwe przez warstwę ciemnego szkła.
- Wynoś się.- Warknął ostro.
- Widzę, że dobrze wiesz, co mam na myśli. Cieszy mnie to niezmiernie. Zatem do zobaczenia, Mahone. Mam nadzieję, niezbyt rychłego.- Wysiadając, skinął głową w pożegnalnym geście. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|